Szkoła mojego syna była zlokalizowana w starym, zniszczonym budynku. Mieszkaliśmy na małej wsi, a gmina nie dawała zbyt wielu pieniędzy na szkołę. Poza tym dyrektor szkoły był delikatnie mówiąc mało operatywny. Do tego stopnia że nawet sztandar szkoły i proporzec, znajdowały się w zwykłej skrzyni. Uczniowie co wstyd przyznać traktowali go bardziej jak ręcznik niż jak symbol szkoły. Gdy my, rodzice o tym się dowiedzieliśmy, postanowiliśmy jakoś zadziałać. Dzieciom trzeba przecież pokazać, że symbole należy szanować. Najpierw sprawdziliśmy ile kosztuje taka gablota na sztandar. Okazało się, że nie jest to znowu jakaś porażająca kwota. Wielu rodziców wyraziło chęć złożenia się na nią. Zrobiliśmy zbiórkę. Każdy dał tyle ile mógł. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Pieniędzy wystarczyło zarówno na gablotę na sztandar jak i mniejsze gabloty na puchary i dyplomy uczniów. To wszystko umieszczone zostało w centralnej części szkolnego korytarza. O dziwo uczniom się to bardzo spodobało. W końcu w ich szkole było coś ładnego, coś nowego. Najbardziej jednak ucieszył się nauczyciel historii, dla którego wcześniejsze traktowanie sztandaru było zwykłym bezczeszczeniem symboli. Teraz stał przed gablotami i opowiadał uczniom o historii tej szkoły i o historii samego sztandaru. Dyrektor też był zadowolony.